1 lipca 2015

Rozdział pierwszy: Początek nowej historii

Znudzona jechałam limuzyną oczekując już końca podróży.

- Daleko jeszcze? - spytałam kierowcy.
- Nie - odpowiedział.
- No, ale daleko czy nie?

Nie odpowiedział na moje, pytanie najwyraźniej zbulwersowany, gdyż już przez dłuższy czas go tak denerwowałam. Szczerze mówiąc lubiłam to. Od zawsze denerwuję ludzi i nie dziwię się, że mój kochany ojciec co chwilę musiał zmieniać mi internat.  Nauczyciele jak i uczniowie nie wytrzymywali ze mną psychicznie. Nienawidziłam świata, szczególnie ludzi. Pamiętam, że nawet na pogrzebach nigdy nie płakałam, nie czułam potrzeby, nie chciałam. Było mi to bez różnicy czy oni żyją czy nie, lecz kiedy zmarł mój pies płakałam codziennie przez pół roku. Chyba od zawsze wiedziałam, że ludzie to najgorsze potwory. Postanowiłam skończyć myśleć i włożyłam słuchawki do uszu i przysnęłam.
- Panienko, panienko już dojechaliśmy. - oznajmił stary kierowca podając mi walizki.
- Rozumiem. Dziękuję. - wzięłam walizki po czym poklepałam staruszka po plecach i powiedziałam: - Wiesz, podejrzewam, że znów będziesz musiał po mnie za tydzień przyjechać, więc lepiej znajdź sobie hotel, bo chyba nawet nie warto wracać - zaśmiałam się i pomachałam mu odchodząc.

Znał mnie od czasów mojego dzieciństwa i wiedział o mnie dość dużo jak na prostego kierowcę, mimo iż za wiele nie rozmawialiśmy. Chyba rozumiał czemu się tak zachowuję, mimo iż zawsze byłam dla niego niemiła to i tak chyba mnie lubił i uważał, że się nawrócę... taa. Wielcy wysłannicy kościoła. Skończyłam rozmyślać na durne tematy i udałam się do wielkich drzwi, które wyglądały jak te za czasów średniowiecza. Zapukałam, ale nikt mi nie otworzył, więc się wprosiłam. Idąc przez wielki korytarz podziwiałam piękne obrazy, rzeźby, ale przede wszystkim długi czerwony dywan idący prosto do jakiegoś pomieszczenia. Czerwień. Od zawsze lubiłam ten kolor, nie wiedziałam dlaczego, ale wydawał mi się taki tajemniczy a za razem otwarty. Po prostu wyrażał bardzo wiele emocji. Chwila, znów myślałam o bzdurach. Nim się spostrzegłam, zobaczyłam chłopaka mniej więcej 17 lat. Miał brązowo, jakiś odcień różowego, nie wiem brązowo-łososiowe włosy .Nigdy nie znałam się zbytnio na kolorach, jak reszta dziewczyn różowy to dla mnie różowy, czarny czarny i tak dalej. Ale przyjmijmy, że brązowo-łososiowe. Wnioskując po tym, że ma zamknięte oczy to chyba spał, ale przyznam, że ma niezłą kanapę, pewnie jest wygodna.
- Przepraszam. - zaczęłam go szturchać - Hej łososiu.
Gdy zauważyłam, że to nic nie daje postanowiłam usiąść przy ścianie i posłuchać muzyki. Nie musiałam długo czekać, aż książę łaskawie się zbudzi,gdyż już po chwili stał nade mną próbując uświadomić mi, żeby zdjęła słuchawki z uszu, aczkolwiek mi się nie chciało. Machnęłam mu ręką na znak tego, żeby spadał i nie musiałam długo czekać na jego reakcje. Wyrwał mi siłą telefon z rąk. Muszę przyznać, że był dosyć silny.
- Oddaj - powiedziałam z lekką wściekłością w głosie.
- Nie - oznajmił i zrobił szatański uśmieszek.- Najpierw powiedz jak się tu znalazłaś.
- Mój star.. yyy zna zna znaczy ojciec powiedział, że mam tu zamieszkać i uczęszczać do szkoły.
Przykucnął obok mnie ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz