29 czerwca 2015

"Milion motto na ten krótki czas" - Rozdział pierwszy -"Niezauważalna"

Hejka!
Razem z Luizą i Karolą planujemy pisać opowiadania na podstawie gry "Słodki Flirt" - potocznie  Syf (informacja o potocznej nazwie od Karoli, heheszki). Jeśli chcecie więcej o niej wiedzieć, wujek Google służy zawsze. ;d
Zrobiłyśmy nawet specjalny baner, w którym są chibi prawie wszystkich postaci z tej gry. Luiza zrobiła większość, ja marnie odwzorowuję przeróżne rzeczy. Oto, jak wygląda:
Osobiście uważam, że wyszedł mega. Pośrodku nasze postacie, od lewej: Luizy, Karoliny i moja. 
Dobra, może pokażę z bliska, jak ona wygląda jako "chibi":
Czemu jest taka smutna? Cóż... 
Zapraszam do czytania ;d

Rozdział 1
Niezauważalna

Obudził mnie trzask naczyń z dołu, chociaż (podobno) śpię jak zabita. Niestety, ten trzask był powodowany czynnością mojej mamy, a jeśli robi to moja mama, to z hukiem i głośniej niż inni ludzie. Teraz też nie było inaczej. Po przebraniu się w biały T-shirt oraz normalne, brązowe spodnie, szybko zeszłam schodami na dół do kuchni. Na środku leżały potłuczone naczynia, prawie cały zastaw stołowy z mojej Komunii, który ma już, chwila... 9 lat? Obok klęczała płacząca mama.
-Mamo! Co się stało?
Oczywiście nie odpowiedziała od razu. Po kilkunastu sekundach obejrzała się na mnie i powiedziała:
-A, Fallen, to ty. Jak zwykle Ciebie nie zauważyłam. Wiesz, chciałam zrobić herbatę do śniadania w tym ładnym, fioletowym dzbanku, a że tata teraz pracuje w garażu i zabrał mi taboret, to próbowałam go dosięgnąć bez niczego. I wszystko mi spadło...
-Trzeba to posprzątać, a ty tutaj stoisz. Co z Twoim zdecydowaniem? - uśmiechnęłam się szeroko. Kocham moich rodziców, uważam, że są najlepszymi wychowawcami na świecie. Mama często używa do wszystkiego za dużo siły i jest niezdarna, chociaż pracuje w biurze w swojej firmie papierniczej, więc nie jest to żadna praca fizyczna. Tata za to uwielbia majsterkować i testować w o wiele pomniejszonej wersji swoje projekty, jest architektem. Zwykle ma w zapasie milion żartów, które rozśmieszają nawet naszą naburmuszoną ciotkę, Alice. Tak więc budujemy ciekawą rodzinkę.
-Już, już... - mama zaczęła zbierać kawałki ceramiki, ale one w jej rękach zaczęły się kruszyć.
-Jeju, za dużo siły używasz, Kalli! - pisnęłam. Moja mama, Kallis, zwykle się wkurzała albo śmiała się, gdy ktoś ją nazywał "Kalli".
-Będziesz tutaj czekać aż śniadanie się samo ugotuje? Pomóż mi to pozbierać - mruknęła trochę rozśmieszona, trochę wkurzona Kalli. 
-Tak, tak - odpowiedziałam i szybko pozbierałam wszystkie, nawet najdrobniejsze kawałeczki.
-Ty to masz zdolności manualne! Ja też miałam takie w młodości... - powiedziała z lekką nutką zazdrości.
-Czyli mam je po Tobie - uśmiechnęłam się szeroko, wyrzuciłam resztki ceramiki do kosza i usiadłam do śniadania. Po około pięciu minutach wrócił tata, jeszcze trochę brudny po pracy w garażu, a po dziesięciu jedzenie leżało na stole. Nie będę opisywać śniadania, po prostu: same pyszności!
-To jak, Fellin, dzisiaj pierwszy dzień w nowej szkole? - powiedział tata pomiędzy jednym kęsem a drugim.
-Mhm - odpowiedziałam z pełną buzią.
-Tylko wiesz, nie mów nikomu o chorobie. Pamiętasz naszą zasadę, kochanie - powiedziała mama bardzo czułym, ale smutnym i poważnym głosem.
-Tak, dobrze, dobrze. Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym! - uratowałam atmosferę w jadalni i uśmiechnęłam się, a jakby na znak, również moi rodzice.
-Dojdziesz sama do szkoły, czy mam ciebie podwieźć? - rzekł strasznie niskim i na pewno parodiującym kogoś głosem tata.
-Dojdę, Bozia dała nóżki, Bozia dała rączki, Bozia dała i mózg - mruknęłam, dopijając herbatę.
Po chwili wstałam (oczywiście z hukiem xd) i krzyknęłam:
-To ja już spadam, cześć! - i pobiegłam na górę. Wzięłam moją zieloną torbę, zeszłam na dół, ubrałam mój długi, brązowy płaszcz, do tego również zielony szalik i moje białe trampki. Wybiegłam z naszego domu, nawet nie zamykając drzwi. Pewnie zrobi to mama, za chwile idzie do pracy. Stanęłam na chwilę, żeby założyć słuchawki na uszy i puścić jakąś muzykę. Moje chyba dziesiąte już motto: Muzyka, nieważne jaka, nieważne kiedy i nieważne gdzie. Mam ich naprawdę dużo.

***

Po dziesięciu minutach byłam na dziedzińcu przed szkołą. Wyłączyłam muzykę, schowałam słuchawki i sprawdziłam godzinę. Kurde, 8:40, spóźniłam się dziesięć minut. "To na pewno przez ten mój zastaw z Komunii!" - pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Fellen, trzeba kogoś zapytać, gdzie masz się zgłosić, po co i jak tu w ogóle jest. Ktoś stoi na tym dziedzińcu jeszcze? Jako że świeciło jesienne słońce, podniosłam jedną rękę nad oczy i rozejrzałam się. Jakiś chłopak, w rockowych ciuchach, i chyba farbowanych włosach, chyba że ma jakieś dziwaczne geny. Podbiegłam do niego. Z jego brązowych oczu wynikało, że jest bardzo zamyślony.
-...Cześć? - powiedziałam głośno. Nie, że jestem nieśmiała.
Nie odpowiedział. Nic nie poradzę na to, że jestem niezauważalna!
Może to przez mój wygląd? Nie jest jakiś dziwny, a może jest zbyt pospolity... Włosy w kolorze popiołu mam zawsze spięte w wysoki kucyk. Staram się zawsze uśmiechać, ale i tak przez moje smutne, szare oczy wychodzi tak pół na pół. Nie jestem też niska, chyba mam średni wzrost. A więc powinno mnie się zauważać jak normalną dziewczynę w moim wieku. Ale z jakiegoś dziwacznego powodu strasznie ciężko mnie się zauważa, nawet, gdy stoję obok i mówię coś, czasami się zdarza, że krzyczę i jest bez odzewu. Moi wcześniejsi znajomi i moja rodzina nazywają to "Urokiem Fellen", lecz to nie mnie przyszło to oceniać. Trochę to wkurzające, ale czasami mogę sobie pozwolić na jakieś malutkie śledztwo jak Sherlock Holmes  8-).
-Halo? - mruknęłam. O, popatrzył się na mnie jak na jakiegoś dziwoląga, hehe.
-Czego? - powiedział niezbyt przyjaźnie. Super.
-Jestem tu nowa i mam pytanie.
-Słucham? - tyy, już był znudzony rozmową. Fellen, nie umiesz rozmawiać z ludźmi.
-Gdzie mam się zgłosić, żeby oddać dokumenty i tym podobne? I do kogo?
-Pokój gospodarzy, pierwszy na prawo. Masz się zgłosić do takiego idioty z miodowymi włosami. 
-Idioty, i jest kimś ważnym, skoro to on ma mi wszystko wyjaśnić? Niezły poziom ma ten szkoła, nieważne. A, zapomniałam, dziękuję - rzekłam i poszłam w stronę drzwi wejściowych.
Czerwonowłosy chłopak złapał mnie za nadgarstek, odwrócił i zapytał:
-Nawet nie powiedziałaś, jak masz na imię. Ja Kastiel, a ty?
-I tak nie zapamiętasz, Fellen. To tyle w temacie, czy mam jeszcze podać nazwisko?
-Nie, już nic. - nagle się zarumienił i puścił mój nadgarstek.
Aha, dresiarz z podwórka, a pyta o imię. Ciekawa jest ta szkoła, no i według niego idiota ma jakieś ważne stanowisko...
Fellen, zobacz to na własne oczy, uszy i co tam jeszcze. Otworzyłam drzwi wejściowe, zauważyłam pierwsze drzwi na prawo, zapukałam i prawie (nie, że nie mam manier!) od razu weszłam. 
Zastałam tam pochylającego się nad dokumentem w moją stronę, jasnoskórego chłopaka. Rzeczywiście miał miodowe, trochę nierozczesane włosy, a kiedy się wyprostował, zauważyłam, że miał oczy takiego samego koloru. Bardzo schludne ubranie, biała koszula z niebieskim krawatem i wyprasowane, proste spodnie, do tego niebieskie trampki. Wyraz twarzy miał bardzo przyjazny, ale on chyba też przez chwilę mnie nie zauważył, mimo, iż stałam przed nim.
-Dzień dobry, szukam... - na chwilę się zawahałam, jak go mam nazwać (przecież idiotą go nie nazwę) - osoby, która ma za zadanie mi wszystko wyjaśnić.
-Ah tak, to ja - odezwał się zaskoczony po kilku sekundach. - Przepraszam za moje maniery, jestem Nataniel.
-Fallen - uśmiechnęłam się przyjaźnie. W końcu "dzień bez uśmiechu jest dniem straconym", nie?
-A więc tak... te dokumenty tutaj, te tam, musisz jeszcze zrobić to i to... - zaczął mi wszystko wyjaśniać bardzo formalnym tonem. Chyba nie wyglądał na idiotę, jak opisywał go Kastiel. Chociaż, w mojej wyobraźni, czerwonowłosy był diabełkiem, a złotowłosy aniołkiem. A przeciwieństwa się... nie, to nie jest różna płeć. Przeciwieństwa się nienawidzą, jeśli chodzi o chłopców.
-Masz przy sobie zdjęcie? - w końcu zadał jakieś pytanie.
-Tak, tak, zaraz je wyciągnę - zaczęłam szperać w mojej torbie, aż w końcu wyciągnęłam zdjęcie do legitymacji i czegoś tam jeszcze. Podałam mu je, a on patrzył się na nie przez chwilę.
-Ła... ładnie wyszłaś - mruknął bardzo cichutko. O nie, ja mam bardzo dobry słuch! Uśmiechnęłam się pod nosem. Fellen, wywarłaś dobre wrażenie, nie jesteś taka zła. 
Od razu Nataniel zbyt sztywno i gwałtownie położył zdjęcie na moich dokumentach, a następnie troszkę czerwony (Chyba był bardzo nieśmiały, jeśli chodzi o komplementy) powiedział mi, że mam zajęcia w sali A. A, powiadasz?
-Dziękuję - uśmiechnęłam się na pożegnanie (Uśmiechów nigdy nie zabraknie!), wyszłam i udałam się do klasy. Zapukałam, po dosyć głośnym "proszę" otwarłam drzwi i weszłam do klasy.
Jak ona była liczna? Może z 10 osób, 9? Chwila, trochę ich opiszę na pierwsze wrażenie i policzę przy okazji.
Oczywiście, NIE po kolei:
Dziewczyna z białymi włosami i złotymi oczami, bardzo "wyrafinowany" styl. Następna, ułożona jak Nataniel, niebieskie oczy i brązowe włosy. Ken... na szczęście nigdy mnie nie zauważał. Dosyć niski, okrągłe okulary (zakrywały mu całe oczy!) i brązowe, krótkie włosy. Kastiel, wow, jest w mojej klasie i przyszedł tu przede mną? Dziewczyna z czarnymi, krótkimi włosami i zielonymi oczami, w dodatku bardzo sportowe i dużo odkrywające ubranie. Niziutka dziewczynka z fioletowymi, krótkimi włosami, gdzieniegdzie z małymi warkoczykami, do tego szare, patrzące w dół, szare oczy. Blondynka z niebieskimi oczami, jak ja to nazywam... napuszona jak kot perski. Brunetka, włosy upięte w kok, makijaż, kolczyki i zielono-szare oczy. Szatynka, czarne oczy, poprawiająca szminkę na ustach.  (od autorki opowiadania: przepraszam za te powtórzenia, nosz :< xd)

Czyli jednak 9 osób, razem ze mną będzie dziesięć.
I co? Nikt mnie nie zauważył przez pierwsze dziesięć sekund, razem z nauczycielem.
-Oh, to ty jesteś nowa? Fallen Morsen, nieprawdaż? Teraz nie mamy czasu na przedstawienie Ciebie, zrobisz to na następnej lekcji. Proszę, usiądź koło dziewczyny z fioletowym włosami, jak ona miała na imię, a Violetta...
-Dziękuję bardzo - powiedziałam uprzejmie i udałam się do wskazanej ławki. Przy okazji Kastiel pokazał mi język, a napuszony kot perski i dwie dziewczyny z makijażem popatrzyły na mnie z ogromną zazdrością. O co chodzi? Nie wyglądam jak modelka, nie maluję się, nie wiem nawet, czy mam jakieś duże krągłości... Eh, nigdy nie zrozumiem lalusiów. Uśmiechnęłam się miło w ich stronę, a one odpowiedziały mi niezbyt przyjemnymi minami.
Usiadłam obok Violetty, wypakowałam biologię (po temacie lekcji zrozumiałam, że to ten przedmiot) i zaczęłam tworzyć utwór na końcu strony od zeszytu.
-Fellen! Do tablicy! - powiedział karcąco nauczyciel. - Rozwiąż proszę to zadanie.
-Dobrze, już, proszę pana - odpowiedziałam krótko, podeszłam do tablicy, rozwiązałam szybko zadanie, wróciłam do ławki i zaczęłam moją poprzednią czynność.
Kątem oka zauważyłam, że większość patrzy się na mnie z podziwem. Pomijam diabełka, perskiego kota i żywe reklamy kosmetyków.
Po lekcji udałam się na przerwę, niestety znowu nikt mnie nie zauważył, chociaż to dobrze. Zaszyłam się na końcu korytarza i nadal komponowałam mój kawałek. Nie, oczywiście, że nie śpiewam. Gram na skrzypcach, trochę to dziwne, nie? Ale opanowałam to mistrzowsko przez 10 lat nauki i teraz czasami nagrywam moje covery czy własne utwory na YouTubie. Chciałabym dołączyć do jakiegoś zespołu, ale gdzie taki znaleźć i kto Ci przyjmie skrzypaczkę...
Nagle z jednej szafki (a siedziałam przy szafkach) wypadła jakaś kartka. Odwróciłam ją na drugą stronę i zauważyłam moje zdjęcie, które dałam dzisiaj Natanielowi, ale dorysował mi ktoś wąsy i inne brzydkie rzeczy. Pomyślałam tylko:
"Co tym osiągniesz, perski kocie?"

***

To tyle, mam nadzieję, że się spodobało.
Oczywiście, postacie nie pojawią się wszystkie od razu... ;d

Chandelier, 


2 komentarze:

  1. Podoba mi się to 8-) *------* Serio. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też się podoba B) Już napisałam to na nigdy-nie-chcemy-dorosnac, że bardzo mi przypadło do gustu to, jak łączysz fakty z gry z twoją własną wyobraźnią. Super C:
    Pozdrawiam
    Julson
    cordelie.blogspot.com <- zapraszam w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń