22 lipca 2015

'Wyjście z mroku z malutką pomocą, rozdział pierwszy - "Propozycja do tygodnia"

Hejka!
Dzisiaj przychodzę do Was z nowym opowiadaniem. Nie miało go być, ale podczas powrotu do domu z kolonii (halo, to było 12 lipca) wpadłam na taki scenariusz... Moje wypociny na podstawie SyFu nadal będą się pojawiać, ale muszę napisać to coś, co za chwilę będzie poniżej, bo normalnie nie potrafię niczego innego wymyślić ;w;
Zapraszam!

Rozdział pierwszy
Propozycja do tygodnia

Może najpierw dużo tekstu bez dialogu...
Moja historia jest zapewne bardzo niezrozumiała i dla większości niemożliwa, ale skąd mam to wiedzieć, skoro nikomu jeszcze jej nie opowiadałam. 
Otóż nazywam się Veronica Ries i urodziłam się 13 września 1999 roku w Los Angeles, jakby ktoś nie wiedział, USA. Moi rodzice są jednymi z najbogatszych ludzi w kraju, a co za tym idzie, bardzo wpływowymi. Prowadzą firmę zegarków, ale ja żadnego zegarka, nawet tego sprzedawanego za kilkanaście dolarów, jeszcze nie otrzymałam. Teraz każdy, kto by to przeczytał, zastanawiałby się, dlaczego, przecież zwykle dzieci prezesów reklamują ich produkty, oczywiście jeśli się da. 
I tutaj zaczyna się kompletne dziwactwo.
W mojej rodzinie jest taka ciotka, co podobno przewiduje przyszłość noworodkom, które się urodziły w naszym rodzie. Jak myślicie, gdyby rodzice tych niemowląt nie wiedzieli o przyszłości ich dzieci, byłaby ona taka sama, jaką przewidziała ciotka? Myślę, że nie. Moja ciotunia "przewidziała", że będę okropnym, niegrzecznym dzieckiem, stanę się hańbą naszej rodziny i ogólnie będę potworem. Mama i tata przerazili się i chcieli mnie oddać do domu dziecka, no ale jak to: wszyscy wiedzieli, że starali się bardzo długo o dziecko, a tutaj od razu po jego urodzeniu chcą je oddać? Ogłosili, przewidywania ciotki, a jak już wspomniałam, moi rodzice są bardzo wpływowi. Całe miasto wierzyło, że jestem potworem takim, o jakim mówiono, A ten, kto nie wierzył, ten... mówili na nich Niewierne Tomasze i zmuszano do podglądu na mnie, tak jakby to miało jakieś znaczenie. Chyba tak, ponieważ moja rodzina jest najbogatsza w Los Angeles i moja mama może zmienić zdanie samego prezydenta miasta, którym jest... mój dziadek.
W wieku 5 lat odkryto u mnie talent muzyczny, zaczęłam się uczyć gry na wiolonczeli. I tutaj coś pozytywnego, jedyną moją przyjaciółką jest właśnie pani od tego instrumentu. Na lekcjach wyżalam się jej na temat życia codziennego. Dzięki niej opanowałam grę na wiolonczeli do perfekcji, jeżdżę na koncerty, ludzi jest pełno na sali, ale nie biją mi brawo. "Potworowi się nie bije brawo".
W szkole sytuacja nie wygląda lepiej, od podstawówki dokuczano mi, co osiągnęło rozmiary "Veronica jest osobną klasą". Nauczyciele też za mną nie przepadają, chociaż jestem bardzo rzetelną uczennicą.
Ogółem wszyscy w moim mieście mnie znają i równocześnie uważają za potwora i obgadują za rogiem, jak mnie zobaczą. Napiszę szczerze, przyzwyczaiłam się i w moim życiu prywatnym istnieje tylko pani od wiolonczeli będąca dla mnie prawdziwą mamą.
Tyle w temacie, przejdźmy do dzisiejszego dnia.

Jak zwykle wstałam o 5:30 do szkoły. Ubrałam czarną bluzkę, a na nią czarną bluzę z białym odciskiem ręki, do tego czarne, wytarte, tzw. "dzwony" (tak, moi rodzice kupuję mi same czarne ubrania) i zeszłam na dół. Zastałam tam moją opiekunkę, która robiła właśnie jajecznicę w kształcie czaszki. Czasami mam wrażenie, że jedzie od niej jakąś dziwną aurą w stosunku do mnie - żadnych innych emocji, tylko nienawiść.
-Jajecznica - podała mi po chwili z hukiem talerz z jedzeniem. Zjadłam śniadanie w kilka minut, popiłam czarną (czy ona się przypadkiem sama nie zabarwiła?) herbatą, powiedziałam ciche "dziękuję", chociaż nikt tego po mnie nie oczekiwał i poszłam w stronę holu, gdzie znajdował się mój czarny płaszcz i kalosze, chyba nie muszę wspominać, że również czarne. Z haka (tak, tak, czarnego: wszystko dla "potwora" jest w naszej rezydencji pomalowane na czarno) wzięłam mój ogromy plecak, do którego pakowałam pokłady nut, podręczników, zeszytów, notesów, piórników i książek do czytania. Moi rodzice mogli sfinansować mi rzeczy na moje wykształcenie, a już na moje własne zachcianki w stylu nowe słuchawki to musiałam sobie nazbierać, pracując w jakimś obskurnym barze jako sprzątaczka w nocy. Tak, córka najbogatszych ludzi mieście tak zarabia! A przepraszam, to ich potwór.
Jako że była jesień, to niebo było usłane ciemnoszarymi, ogromnymi chmurami, zasłaniającymi słabe słońce. Na szczęście nie padało, bo musiałabym się wracać do domu po parasol, a tam byłabym teraz niechciana. Rozpoczęłam  dwugodzinną wędrówkę do szkoły. Oczywiście opiekunka mogłaby mnie zawieźć, ale to była jedna z moich nielicznych próśb do niej. Zaskoczona od razu zgodziła się, miała więcej czasu na "manicure i pedicure".
Około godziny 7:30 pojawiłam się przed budynkiem szkoły. Zawsze przychodziłam przed wszystkimi, nawet przed woźnym, miałam swoje własne klucze, co było bardzo, bardzo dziwne, przecież jestem potworem. I tak wyszło, że używam je tylko do przyjścia na lekcja i do wyjścia ze szkoły po lekcjach. Żadnych wypadów po nocach itd. - do tego trzeba osoby towarzyszącej. Nie, nie posiadam jej.
Otworzyłam szkolną bramę, następnie wszystkie inne drzwi, które stały mi na drodze, i usiadłam w kącie na podłodze we wnęce przed salą, gdzie miałam mieć jako pierwszy język angielski (od autorki: mogę troszkę sobie ułatwić i napisać "język polski" jako ojczysty, czy lepiej język angielski?) . Po 10 minutach w korytarzu pojawili się pierwsi uczniowie, którzy łypnęli na mnie niechętnie okiem i odeszli jak najdalej. W końcu pojawiła się "królowa szkoły", którą była Tency Polla. Piękna, inteligentna, zabawna, pewna siebie, uczynna, przyjacielska i pomocna - z takiej osoby powinno się brać przykład. Ale to ona prowadziła wszystkie upokarzające mnie akcje i dowodziła przyglądaniem się mnie podczas przerw z głośnymi, kąśliwymi uwagami. Olewałam je, no ale nietrudno było zauważyć, że była przewodniczącą wszystkiego w tej szkole. Do tego jej dwie najlepsze przyjaciółeczki: Ri Osum - wysportowana, szalona, odważna, ambitna i wręcz grzesząca urodą oraz Eliz Padr - poważna, najlepsza w szkole z nauk ścisłych, do tego z idealną figurą i wychowaniem. I jak tu się przeciwstawić tak wspaniałym osobom? Dlatego rozumiem innych uczniów. Każdy teraz się zastanawia, jak ja do jasnej cholerki mogę pisać komplementy o moich głównych prześladowczyniach? Ponieważ z takimi charyzmami odnoszą się do innych osób, a ich nienawiść spowodowała presja rodziców, podejrzewam.
Może kiedyś wstawię jedną z śmieszniejszych bądź straszniejszych sytuacji związanych właśnie z ich dokuczaniem, ale na pewno nie teraz.

Po lekcjach poszłam do biblioteki, gdzie zaszyłam się znowu w kącie (bibliotekarkę i jej stosunki do mnie porównałabym do mojej opiekunki) i czytałam nuty przedstawiające Koncert cis-moll, który miałam zagrać na lekcjach. Później przygotowałam się do kartkówki z chemii na jutro, a na końcu dokończyłam wciągający kryminał. Po godzinie 17 opuściłam bibliotekę, zamknęłam ją, a następnie wszystkie inne pomieszczenia (jakie zaufanie do "potwora"! Spokojnie, kilka godzin później sprawdza to woźny) i udałam się na zewnątrz, gdzie zamknęłam drzwi bramy i już miałam odchodzić, gdy zauważyłam jakiegoś chłopaka stojącego przy ławce i patrzącego na mnie z szatańskim, doprawdy szatańskim uśmieszkiem.
I to był nie byle jaki chłopak, a Michael Bart, którego bym nazwała "królem szkoły". Zapomniałam opisać trzech przywódczyń, ale tutaj to zrobię. Wzrost około 175, dla mnie był już wysoki. Pod opaloną skórą widać było wyćwiczone, potężne mięśnie, ale nie był on "napakowany". Rysy twarzy ostre, męskie: duże, zielone oczy, w których igrały zabawne ogniki. Dobra, nosa nie będę opisywać. Usta... naprawdę? Dosyć szerokie, obok nich pojawiały się urocze dołeczki (ta słabość dziewczyn do dołeczków u mężczyzn... aha). Nad twarzą widniały niesfornie ułożone, miodowo-złote loki. Michael ma bardzo bujne włosy, oznajmiam po przyjrzeniu mu się bliżej, chociaż z dołu. Miał na sobie białą koszulkę, a do tego wytarte jeansy i trampki, chociaż była jesień. Nigdy nie zrozumiem popularnych ludzi.
-Co ty tutaj o tak późnej porze? - zapytałam. Nigdy tutaj nikogo nie spotykam o tej godzinie, a chyba nikogo w szkole nie zamknęłam.
-Czekam na ciebie - uśmiechnął się znowu tak samo, Boże, jak to wkurzało.
-Z jakiej okazji? Czego chcesz ode mnie? Nabijać się? Proszę bardzo, działaj... - odpowiedziałam, a nawet nie zauważyłam, że zbliżył się do mnie na odpowiednią odległość i pocałował w usta. Jego wargi były o wiele cieplejsze od temperatury, która była teraz w jesień. Nie będę pocałunku oceniać, oprócz tego, że był głęboki i krótki. Nie znam się na nich, w końcu to był mój pierwszy raz.
-Byłem ciekawy, jak smakują Twoje wargi - uśmiechnął się szeroko (czy on potrafi się tylko uśmiechać?) - i coś jeszcze.
-Czego? - moje stalowe oczy przed chwilą się roztopiły jak srebro, ale teraz wracały do poprzedniego stanu, ze swoją wrodzona nieufnością.
-Chciałbym Cię zaprosić na bal - powiedział szarmancko.
-Jaki bal? Gdzie? Drwiny? - mruknęłam.
-Bal dla wszystkich klas, w szkole, nie drwiny, tylko poważne zaproszenie.
-Nie ufam Ci, i nie przyjmuję zaproszenia.
-A gdybyś tak mi próbowała zaufać w tydzień? - w jego zielonych oczach znów igrały zabawne ogniki.
-A można by więcej?
-Bal jest za tydzień i dwa dni. Musisz się wyszykować, ja też, nawet gdybyś odmówiła.
-Hmm... - rozmowa z najpopularniejszym chłopakiem w szkole, który Tobie nie dokuczał, a zapraszał na bal, była bardzo, ale to bardzo dziwna. Veronica, nie możesz działać pochopnie, nawet, gdy jesteś w szoku po pierwszym pocałunku.
-To bardzo ważne- rzekł poważnie. Czemu mu tak zależało? Byłam "potworem", każdy w szkole musiał mnie nie lubić tak na zewnątrz, jak bardzo by nie chciał. Presja otoczenia, wszędzie.
-Aż tak ważne? Widzę, że potrzebne Ci to do szczęścia...
-Będę się tydzień starał o Twoje zaufanie, a ty później powiesz, czy chcesz iść ze mną na bal, bo mi zaufałaś, czy nie.
-Dziwna propozycja, ale bardzo korzystna dla mnie - skąd on do cholery wiedział jak się czuję? Chociaż, będę miała z kim normalnie rozmawiać na tydzień bądź dłużej. Zdobyć przyjaciela. choć ten pocałunek... Nie czytam romansów, nie znam się. nie wiem o co mu chodzi!
-To zgadzasz się? Nazwę to "propozycją do tygodnia" - uśmiechnął się pół szarmancko pół szatańsko. Istny anioł w diabelskiej skórze.
-... O-okej - powiedziałam bardzo cicho i podałam rękę. On mi ją radośnie uścisnął, pożegnał się cały podekscytowany i odszedł, skacząc i nucąc piosenkę. Nawet ją kojarzyłam. Halestorm-Amen.
Ja też się uśmiechnęłam, choć od dawna tego nie robiłam. Nie wiem, czy decyzja o przystaniu na propozycję Michaela była słuszna, czy nie.


***

Nie wiem, jak w końcu wyszło. Na końcu Veronica wyszła na bardzo otwartą osobę, ale przepraszam bardzo, ona nie jest nieśmiała. Tylko jest nieufna.

Chandelier,

Hihi, sygnaturka opowiadania.

2 lipca 2015

Cześć.


Boże, Emilia, dopiero teraz? Masz neta w tym całym USA, ale gówno Ci się chce. *** Ej, nie naśladuj Laniacza. Ej, koniec gadania do siebie. *** Na początek - kto z tej strony? Ja. Emila. 14 letnia "roczna metalówka", cwana, podobno mocno szczera, ehh, zakochana w poezji i w sprawach zabójstw. Ukochałam sobie też historię Polskiej Rzeczpospolitej Ludowe; czasy komuny, baaaardzo nią się interesuję, hehe. Kolekcjonuję kartki na jedzenie, stare legitymacje, słowniki. Piszę białe wiersze (nikt z moich znajomych z reala nie wie, ok) na poczekanie, jejuuu kocham to robić...♡ A najlepiej, jak mam wenę. I chęci oczywiście. Ekhem. 
Emila, nie zaczyna się od zainteresowań... Cicho, już. Mierzę 160 cm, ważę 47 kilogramów, (schudłam nieświadomie 5 kilo w 3 miesiące, to jakiś sukces?) mam bardzo grube ciemne włosy, mocno widoczne, kształtne brwi, nieokreślony kolor oczu (morski? Turkusowy? Szmaragdowy? Cholera wie...) pełne usta, i eee jakiś tam nos. Nie narzekam. Mam jakąś tam figurę, troooszkę długie nogi, małe stopy (35,5-36 :')), małe dłonie, (15 centymetrów od nadgarstka do faka, pozdrawiam!) duże cycki. ;_; 
Co jeszcze by tu... Hmhm. 
Serio, to nie wiem. 
Co do postaci w nagłówku, to chyba nie muszę wskazywać, która to ja. xd Nie podobna, bo nie robiłam ją, tylko Laniacz. Pfpff. Dobra, szczerze - poznacie mnie w następnych postach... Na blogu będę zamieszczać jakieś przemyślenia, wiersze... 
Zobaczymy. :> To co? Do zobaczenia! 
`e


1 lipca 2015

Rozdział pierwszy: Początek nowej historii

Znudzona jechałam limuzyną oczekując już końca podróży.

- Daleko jeszcze? - spytałam kierowcy.
- Nie - odpowiedział.
- No, ale daleko czy nie?

Nie odpowiedział na moje, pytanie najwyraźniej zbulwersowany, gdyż już przez dłuższy czas go tak denerwowałam. Szczerze mówiąc lubiłam to. Od zawsze denerwuję ludzi i nie dziwię się, że mój kochany ojciec co chwilę musiał zmieniać mi internat.  Nauczyciele jak i uczniowie nie wytrzymywali ze mną psychicznie. Nienawidziłam świata, szczególnie ludzi. Pamiętam, że nawet na pogrzebach nigdy nie płakałam, nie czułam potrzeby, nie chciałam. Było mi to bez różnicy czy oni żyją czy nie, lecz kiedy zmarł mój pies płakałam codziennie przez pół roku. Chyba od zawsze wiedziałam, że ludzie to najgorsze potwory. Postanowiłam skończyć myśleć i włożyłam słuchawki do uszu i przysnęłam.
- Panienko, panienko już dojechaliśmy. - oznajmił stary kierowca podając mi walizki.
- Rozumiem. Dziękuję. - wzięłam walizki po czym poklepałam staruszka po plecach i powiedziałam: - Wiesz, podejrzewam, że znów będziesz musiał po mnie za tydzień przyjechać, więc lepiej znajdź sobie hotel, bo chyba nawet nie warto wracać - zaśmiałam się i pomachałam mu odchodząc.

Znał mnie od czasów mojego dzieciństwa i wiedział o mnie dość dużo jak na prostego kierowcę, mimo iż za wiele nie rozmawialiśmy. Chyba rozumiał czemu się tak zachowuję, mimo iż zawsze byłam dla niego niemiła to i tak chyba mnie lubił i uważał, że się nawrócę... taa. Wielcy wysłannicy kościoła. Skończyłam rozmyślać na durne tematy i udałam się do wielkich drzwi, które wyglądały jak te za czasów średniowiecza. Zapukałam, ale nikt mi nie otworzył, więc się wprosiłam. Idąc przez wielki korytarz podziwiałam piękne obrazy, rzeźby, ale przede wszystkim długi czerwony dywan idący prosto do jakiegoś pomieszczenia. Czerwień. Od zawsze lubiłam ten kolor, nie wiedziałam dlaczego, ale wydawał mi się taki tajemniczy a za razem otwarty. Po prostu wyrażał bardzo wiele emocji. Chwila, znów myślałam o bzdurach. Nim się spostrzegłam, zobaczyłam chłopaka mniej więcej 17 lat. Miał brązowo, jakiś odcień różowego, nie wiem brązowo-łososiowe włosy .Nigdy nie znałam się zbytnio na kolorach, jak reszta dziewczyn różowy to dla mnie różowy, czarny czarny i tak dalej. Ale przyjmijmy, że brązowo-łososiowe. Wnioskując po tym, że ma zamknięte oczy to chyba spał, ale przyznam, że ma niezłą kanapę, pewnie jest wygodna.
- Przepraszam. - zaczęłam go szturchać - Hej łososiu.
Gdy zauważyłam, że to nic nie daje postanowiłam usiąść przy ścianie i posłuchać muzyki. Nie musiałam długo czekać, aż książę łaskawie się zbudzi,gdyż już po chwili stał nade mną próbując uświadomić mi, żeby zdjęła słuchawki z uszu, aczkolwiek mi się nie chciało. Machnęłam mu ręką na znak tego, żeby spadał i nie musiałam długo czekać na jego reakcje. Wyrwał mi siłą telefon z rąk. Muszę przyznać, że był dosyć silny.
- Oddaj - powiedziałam z lekką wściekłością w głosie.
- Nie - oznajmił i zrobił szatański uśmieszek.- Najpierw powiedz jak się tu znalazłaś.
- Mój star.. yyy zna zna znaczy ojciec powiedział, że mam tu zamieszkać i uczęszczać do szkoły.
Przykucnął obok mnie ...

30 czerwca 2015

Nie ogarniam, ale odpowiem, czyli Liebster Blog Awards + "Milion motto na ten krótki czas" - Rozdział 2 - "Niechciane zdjęcie, wypadek i...zauważona?"

Hejka!
Miałam napisać 2 rozdział opowiadania wczoraj, ale jakoś mi się nie chciało i miałam czas wolny gdzieś tak dopiero od 21 ;w;
Dzisiaj przychodzę do Was z Liebster Blog Awards. Muszę to Wam tłumaczyć? Ok...
Ktoś nas nominuje, my odpowiadamy na pytania i nominujemy inne osoby.
Ja dostałam nominację z tego bloga: http://przepraszam-ze-kocham.blogspot.com/
Dobra, to może przejdę do pytań, bo trochę mi się spieszy (mam plany na popołudnie, wooo, cud się stał).

1. Co jest dla Ciebie najważniejsze w przyjaźni?
Dla mnie jest to dosyć trudne pytanie, chociaż potrafię się określić. Po pierwsze: zaufanie, dochowywanie tajemnic i ten większy szacunek i więcej spędzania czasu ze mną niż z koleżankami. Strasznie mnie to wkurza, gdy nazywam kogoś swoją przyjaciółką, a tak naprawdę to jest może moją bliższą koleżanką. Po drugie: umiejętność rozmawiania na wszystkie tematy i dobry humor. Pffffff :/

2. Czy żałujesz, że zaczęłaś pisać/blogować?
Na odwrót. Dzięki temu poznałam wiele wspaniałych ludzi, udoskonaliłam swoje umiejętności oraz uodporniłam się na krytykę. I przez to posiadam wspaniałe przyjaciółki, z którymi prowadzę tego bloga (chodzi mi o my-tu-lejemy.blogspot.com xdd).

3. Jakie masz plany na wakacje?
Wohohooo. Te plany się bardzo szybko zmieniają. 1 lipca jadę na kolonię, potem na ślub kuzyna, a następnie... albo do Chorwacji z rodzicami albo na drugą kolonię, no, może to i to... Chodzi o to, że mamy remont w domu i nie wiemy, czy się wyrobimy na wspólny wyjazd. ;w;

4.  Co sprawia, iż czujesz się szczęśliwa?
Po pierwsze, poczucie, że mam rodzinę i przyjaciół, czyli swoje oparcie. Po drugie, jak sobie przypominam o moich osiągnięciach (Laniacz taka skromna). Po trzecie, jak pomyślę o czymś miłym, co będę robić niedługo.

5. Jakiej muzyki słuchasz?
Przeważnie, tego co wyłapię w radiu bądź wyszukam na Youtubie. Nie mam określonego gatunku.

6. Należysz do jakiegoś fandomu?
Nie, i nigdy nie należałam. Nie jestem niczyją fanką ;-;

7. Jakie było Twoje największe marzenie, kiedy byłaś mała?
Mieć psa (nadal go nie mam). Teraz chcę mieć kota ;w;

8. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? Uzasadnij.
Nie, dlaczego? Podobno liczy się to, co jest w środku, a nie to, co zobaczymy pierwszy raz. Co z tego, że umówimy się z kimś, kto jest mega przystojny, ale na drugiej randce gburowaty i nieuprzejmy? Nonsens.

9. Jakie masz zainteresowanie/hobby?
Czytanie książek, blogowanie, oglądanie hińskiego mango (czyt.: anime) oraz spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi, co raczej nie jest hobby...

10. Do jakiego miejsca chciałabyś pojechać?
Szczerze, to mi jest obojętne. Bardziej chciałabym pojechać z rodziną, a nie GDZIE bym chciała pojechać. No, może trochę do Paryża, ale tam chyba jadę na ferie (zaleta tego dwujęzycznego gimnazjum z francuskim <3).

11. Co sądzisz o ludziach, którzy mają wytatuowane ciało?
No nie wiem... chyba pomyśleli wcześniej, czy chcą mieć taką wiszącą skórę z jakimiś obrazkami, które wyglądają na rozmazane przez te fałdy. Dla mnie najlepiej albo nie mieć wcale tatuażu, albo mieć kilka, czasami ukrytych, niezbyt widocznych.

To tyle. Kurde, muszę już spadać, następną część posta napiszę jak wrócę ;w;

*** 

Już jestem 10 godzin później, jest 20:42 8-). 
Zaplanowałam, że napiszę też w tym pościę opowiadanie, a więc czemu by nie <:
Nie nominuję nikogo, bo niestety nie czytam blogów. ;w;

Przejdźmy do opowiadania.

Rozdział 2

Niechciane zdjęcie, wypadek i... zauważona?

Przyglądałam się dłuższą chwilę, aż w końcu uznałam z uśmiechem, że wyglądam na nim lepiej niż normalnie. Pewnie tylko ja tak sądzę i wielu osobom by się to nie spodobało albo zaczęliby mnie wyśmiewać, więc pójdę to załatwić. Wstałam z ociąganiem ze schodów, pozbierałam moje notatki oraz inne pierdółki i poszłam do pokoju gospodarzy. Zapukałam, a otworzyła mi dziewczyna, z którą byłam w klasie - ta z niebieskimi oczami i średniej długości, prostymi włosami. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i zapytałam:
-Cześć, mam sprawę do Nataniela. Widziałaś go gdzieś tutaj?
Oczywiście przez kilka sekund mnie nie zauważyła, po czym miły wyraz z jej twarzy tak szybko zniknął, jak szybko się pojawił.
-Tak, wypełnia teraz dokumenty i jest trochę zajęty - fuknęła.
-Aha, nie wiem, czy to jest ważne, czy nie. A jak myślisz, plotki tutaj się szybko rozchodzą?
-Pff, prawdopodobnie w mgnieniu oka.
-Czyli moja sprawa jest dosyć ważna... Widziałaś jeszcze gdzieś to zdjęcie? - wyciągnęłam moje popisane zdjęcie i podałam jej.
-Hmm, przyszłam tu od razu z klasy, i wtedy nic nie zauważyłam. Aj, przepraszam... jestem Melania, a ty? - kiedy wstał Nataniel, dziewczyna nagle stała się przyjazna.
-A ja Fellen. Nataniel, mam dla ciebie informację. Mogę ją powiedzieć przy Melanii? - powiedziałam, gdy podszedł do nas chłopak.
-Tak, oczywiście - odpowiedział mi Nat. Kurde, oni mają bardzo podobny sposób bycia, pasują do siebie... Fellen, nie będziesz swatać ludzi.
-Otóż siedzę sobie na końcu korytarza i z jednej szafki wysypał się plik kartek z moim popisanym zdjęciem, tym do legitymacji. Po pierwsze, skąd ktoś je wziął i kim ta osoba może być, bo chyba kojarzysz wszystkich po zachowaniu... Proszę, oto one - podałam mu opisane powyżej zdjęcie.
Przyglądał mu się przez chwilę, aż w końcu odpowiedział ze smutna miną:
-Przepraszam Fellen, obawiam się, że to moja siostra. Chodzi z Tobą do klasy, nieprawdaż? I tak jeśli chodzi o pierwsze klasy, to mamy ich tylko dwie.
-Ten... perski kot? - nie udawałam zdziwionej, nie było takiej potrzeby. Od razu wiedziałam, że to ona, a do Nataniela poszłam tylko, żeby się upewnić.
-To taka blondynka, a jej przyjaciółkami są dwie panie z makijażem - mruknęła z lekkim sarkazmem Melania.
-W każdym bądź razie, dzięki. Sama już się z nią policzę - uśmiechnęłam się szeroko i wyszłam z sali. Dobra, gdzie ona może być? Boże, Fellen...
Nawet nie wiesz, jak się nazywa. Ale masz jedną informację: to jest siostra Nataniela. Diabełek na pewno będzie wiedział, jak się nazywa i gdzie może przebywać. Udałam się w stronę dziedzińca, i nie pomyliłam się: przy ławce stał Kastiel. Szybko do niego podeszłam.
-Hejo. Mam prośbę, wiesz, gdzie jest siostra Nataniela i jak się nazywa? - spytałam.
Przez pierwsze dziesięć sekund nic, a potem diabełek zabrał mi (czytaj: wyrwał) trzymane w moich rękach zdjęcie, przyjrzał się mu, a następnie wybuchnął śmiechem.
-Haha, kto Ciebie przerysował? Wyglądasz na nim lepiej niż teraz, powinnaś się do tej osoby zgłosić i poprosić o milion takich kopii...
-Kastiel, jest milion takich kopii na korytarzu, i zrobiła to WŁAŚNIE siostra Nataniela. Proszę cię, wiesz, jak ona się nazywa i gdzie może być?
-Hmm, jakoś nigdy jej nie szukałem... po co mam ci wyświadczyć przysługę?
-No nie wiem, jestem nowa i się nigdzie nie orientuję, i zaraz się potknę o murek... - zagwizdałam i udałam, że spadam.
-Amber, prawdopodobnie gdzięś na korytarzu - mruknął.
-Chcesz sobie zatrzymać zdjęcie? Jeśli tak ładnie wyszłam, to nie mam nic przeciwko.
-Po co mi one? Nie zbieram zdjęć od brzydkich dziewczyn...
-Dzięki - powiedziałam, wyrwałam mu teatralnie fotografię z ręki i poszłam w stronę szkoły. Chyba uznał to na serio, a ja się tak szczerze mówiąc obelgą nie przejmowałam. Każdy ma inny gust, a ja piękna serio nie jestem.
Po kilku minutach łażenia na korytarzu (Matko, jak oni mają długie te przerwy? 30 minut, czy co?) wreszcie zauważyłam w kącie perskiego kota i żywe reklamy kosmetyków. Powoli do nich podeszłam, uśmiechnęłam się bardzo przyjaźnie, może nawet za bardzo.
-Cześć dziewczyny, ktoś powiedział mi, że to Wy, a dokładniej ty, Amber, narysowałaś mi te bazgroły na zdjęciu i skopiowałaś. Nie wiem czy to prawda, ale dziękuję za poprawienie humoru - rzuciłam lekko.
Po kilku sekundach Amber mnie zauważyła, wkurzyła się  i krzyknęła:
-Tak, zrobiłam to ja, żeby Ciebie upokorzyć! Może jeszcze się uda, w końcu tylko ty uważasz je za zabawne!
-Uważa tak też Kastiel, a co? - odpowiedziałam fałszywie zaskoczona.
Nagle na jej twarzy wykwitł rumieniec i mruknęła tylko:
-Może uznał, że lepiej na ciebie nawet nie zwracać uwagi.
-Na mnie nikt nie zwraca uwagi - rzekłam zabawnie.
-I dobrze, bo nie ma na co patrzeć! - odpowiedziała, zadarła nosek i poszła ze swoimi żywymi reklamami w inną stronę.
-Super, mam nadzieję, że przestaniesz je kopiować, bo nie chronisz w ten sposób drzewek!- krzyknęłam sarkastycznie za nią. Nie, żebym miała jej za złe. Niech robi co chce. Nawet mi to poprawiło humor, a nie zepsuło.
Kiedy szłam w stronę klatki schodowej, zadzwonił dzwonek. Sprawdziłam plan, który dostałam od Nataniela - matematyka huh? Dosyć ciężki przedmiot, chociaż do liczb fajnie się komponuje. Skocznym krokiem doszłam do sali (no, chyba mamy w tej samej klasie wszystkie zajęcia) i usiadłam w mojej tylnej ławce. Za mną siedziała jeszcze tylko Violetta i ta dziewczyna z białymi włosami i złotymi oczami. Chciałam do niej zagadać, ponieważ zainteresował mnie jej ubiór, ale siedziała w pierwszej ławce, a ja w ostatniej. Zagadałam więc Violettę.
-Hej, jestem Fellen, wiem, że ty nazywasz się Violetta. Lubisz matematykę? - uśmiechnęłam się.
Chyba przez to, że patrzyła cały czas w zeszyt, zauważyła mnie może po dwudziestu sekundach.
-Oj, prze-przepraszam... Nnie, nie lubię, miło mi Ciebie poznać. Masz bardzo ładne imię - powiedziała cichutko, cała czerwona. Zapewne jest bardzo nieśmiała, pomyślałam.
-A jakie przedmioty lubisz?
-Pplastykę i jjęzyk ppolski...
-A ja mmuzykę i cchemię - może było to troszkę niemiłe, ale nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam parodiować jej sposób wyrażania się. O dziwo dziewczyna uśmiechnęła się.
Na dalszą rozmowę nie miałyśmy czasu, ponieważ wszedł nauczyciel i Violetta zaczęła od razu notować. Notatki, hę? Mogą się przydać. Lewą ręką zaczęłam pisać wszystko, co nauczyciel dyktował, a prawą dalej komponowałam swój utworek. W pewnym momencie coś huknęło.
Obejrzałam się do przodu i zauważyłam, że Melania wywaliła się porządnie na krześle przez... zdjęcia pod jej ławką. Tak, te moje, zarysowane. Nauczyciel oraz dziewczyna z białymi włosami od razu pomogli jej wstać, ale miała skręconą kostkę. Melania chyba miała niezłego pecha. Kurde, przez ten wypadek wkurzyłam się na Amber.
-Amber, to wszystko twoja sprawka - wstałam i powiedziałam głośno i nieprzyjemnie, kiedy nauczyciel poszedł po pielęgniarkę (Melania nie mogła iść, nawet z pomocą).
-Taak? Trzeba było nie przychodzić do tej szkoły - odpowiedziała zuchwałym tonem.
-Ty... nie obchodzi mnie, co mówisz o mnie, ale przez ciebie Melania skręciła kostkę!
-No i? Zwalę winę na ciebie, bo podobno Tobie się zdjęcie spodobało. Zresztą, jesteś tu niepotrzebna. Lepiej, żebyś umarła.
-Amber! - powiedziały trzy dziewczyny na raz: Violetta, ta piękna złotooka i dziewczyna w sportowych ubraniach. Ja za to nie wytrzymałam. Może i jestem odporna do pewnego stopnia, ale jeśli ktoś mi powie przy moim stanie "lepiej, żebyś umarła"... Nie. Wybiegłam z sali i uciekłam na klatkę schodową.
Zaczęłam płakać. Jestem głupia, nie powinnam się tym przejmować, wszędzie się znajdują takie "perskie koty", ale ta wzmianka o bezużyteczności i śmierci... Fellen, ona nie wiem nic o Twoim stanie. O tym, że ty na serio możesz za kilka lat umrzeć. Nie powinnaś brać sobie tego do serca, o nie. Próbowałam się pocieszać, ale wszystkie moje żale zebrane od przeprowadzki zebrały się w ten jeden, wielki płacz. To, że nigdy nie mogłam powiedzieć znajomym, czy jestem chora, nie mogłam być z nimi nawet nigdy szczera! Bo to dla ich dobra, nie powinni się zamartwiać... Ale potem tracą do ciebie zaufanie, gdy jest ci smutno z powodu jakiejś głupiej wzmianki o śmierci.
Nawet nie zauważyłam, gdy nade mną pojawił się chłopak.
-Przepraszam, że pytam, po prostu muszę coś zanieść obok... co się stało? - zapytał nieśmiało.
Spojrzałam mu w oczy. Tak, mówił do mnie. Tak, zauważył mnie.

Zauważył mnie od razu. Nikt jeszcze tego nie zrobił.




Aaa, króciutki rozdział, przepraszam. I niestety, długo rozdziałów nie będzie... wyjeżdżam jutro na kolonię do 12 lipca. Może mi się uda coś napisać na telefonie, ale wątpię. Postaram się! :D
Tak a propo, to jak myślicie, kim był chłopak z ostatnich czterech linijek? 
Ja już wiem xd

Chandelier,


Pora, żebym i ja się przedstawiła

Hej. Jestem Luiza. Więc pora chyba nadeszła, żebym napisała coś o sobie. W zasadzie myślałam nad tym postem od początku bloga, ale jakoś nie uważam się za ciekawą osobę, więc nie wiem co mogłabym wam tu nabazgrać. Mam 15 lat idę do trzeciej gimnazjum no nie wiem no. Dobra, albo wiem lubię oglądać chińskie porno i czytać chińskie porno ogólnie chińskie porno w każdej postaci. Moim ulubionym chińskim porno jest Mirai Nikki i Gantz swoją drogą polecam obejrzeć. Myślę, że poznacie mnie bliżej w przyszłych postach, a jak na razie chyba zostawię was z tą notką trochę taką dupną, ale co zrobisz no nic nie zrobisz. 

29 czerwca 2015

"Milion motto na ten krótki czas" - Rozdział pierwszy -"Niezauważalna"

Hejka!
Razem z Luizą i Karolą planujemy pisać opowiadania na podstawie gry "Słodki Flirt" - potocznie  Syf (informacja o potocznej nazwie od Karoli, heheszki). Jeśli chcecie więcej o niej wiedzieć, wujek Google służy zawsze. ;d
Zrobiłyśmy nawet specjalny baner, w którym są chibi prawie wszystkich postaci z tej gry. Luiza zrobiła większość, ja marnie odwzorowuję przeróżne rzeczy. Oto, jak wygląda:
Osobiście uważam, że wyszedł mega. Pośrodku nasze postacie, od lewej: Luizy, Karoliny i moja. 
Dobra, może pokażę z bliska, jak ona wygląda jako "chibi":
Czemu jest taka smutna? Cóż... 
Zapraszam do czytania ;d

Rozdział 1
Niezauważalna

Obudził mnie trzask naczyń z dołu, chociaż (podobno) śpię jak zabita. Niestety, ten trzask był powodowany czynnością mojej mamy, a jeśli robi to moja mama, to z hukiem i głośniej niż inni ludzie. Teraz też nie było inaczej. Po przebraniu się w biały T-shirt oraz normalne, brązowe spodnie, szybko zeszłam schodami na dół do kuchni. Na środku leżały potłuczone naczynia, prawie cały zastaw stołowy z mojej Komunii, który ma już, chwila... 9 lat? Obok klęczała płacząca mama.
-Mamo! Co się stało?
Oczywiście nie odpowiedziała od razu. Po kilkunastu sekundach obejrzała się na mnie i powiedziała:
-A, Fallen, to ty. Jak zwykle Ciebie nie zauważyłam. Wiesz, chciałam zrobić herbatę do śniadania w tym ładnym, fioletowym dzbanku, a że tata teraz pracuje w garażu i zabrał mi taboret, to próbowałam go dosięgnąć bez niczego. I wszystko mi spadło...
-Trzeba to posprzątać, a ty tutaj stoisz. Co z Twoim zdecydowaniem? - uśmiechnęłam się szeroko. Kocham moich rodziców, uważam, że są najlepszymi wychowawcami na świecie. Mama często używa do wszystkiego za dużo siły i jest niezdarna, chociaż pracuje w biurze w swojej firmie papierniczej, więc nie jest to żadna praca fizyczna. Tata za to uwielbia majsterkować i testować w o wiele pomniejszonej wersji swoje projekty, jest architektem. Zwykle ma w zapasie milion żartów, które rozśmieszają nawet naszą naburmuszoną ciotkę, Alice. Tak więc budujemy ciekawą rodzinkę.
-Już, już... - mama zaczęła zbierać kawałki ceramiki, ale one w jej rękach zaczęły się kruszyć.
-Jeju, za dużo siły używasz, Kalli! - pisnęłam. Moja mama, Kallis, zwykle się wkurzała albo śmiała się, gdy ktoś ją nazywał "Kalli".
-Będziesz tutaj czekać aż śniadanie się samo ugotuje? Pomóż mi to pozbierać - mruknęła trochę rozśmieszona, trochę wkurzona Kalli. 
-Tak, tak - odpowiedziałam i szybko pozbierałam wszystkie, nawet najdrobniejsze kawałeczki.
-Ty to masz zdolności manualne! Ja też miałam takie w młodości... - powiedziała z lekką nutką zazdrości.
-Czyli mam je po Tobie - uśmiechnęłam się szeroko, wyrzuciłam resztki ceramiki do kosza i usiadłam do śniadania. Po około pięciu minutach wrócił tata, jeszcze trochę brudny po pracy w garażu, a po dziesięciu jedzenie leżało na stole. Nie będę opisywać śniadania, po prostu: same pyszności!
-To jak, Fellin, dzisiaj pierwszy dzień w nowej szkole? - powiedział tata pomiędzy jednym kęsem a drugim.
-Mhm - odpowiedziałam z pełną buzią.
-Tylko wiesz, nie mów nikomu o chorobie. Pamiętasz naszą zasadę, kochanie - powiedziała mama bardzo czułym, ale smutnym i poważnym głosem.
-Tak, dobrze, dobrze. Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym! - uratowałam atmosferę w jadalni i uśmiechnęłam się, a jakby na znak, również moi rodzice.
-Dojdziesz sama do szkoły, czy mam ciebie podwieźć? - rzekł strasznie niskim i na pewno parodiującym kogoś głosem tata.
-Dojdę, Bozia dała nóżki, Bozia dała rączki, Bozia dała i mózg - mruknęłam, dopijając herbatę.
Po chwili wstałam (oczywiście z hukiem xd) i krzyknęłam:
-To ja już spadam, cześć! - i pobiegłam na górę. Wzięłam moją zieloną torbę, zeszłam na dół, ubrałam mój długi, brązowy płaszcz, do tego również zielony szalik i moje białe trampki. Wybiegłam z naszego domu, nawet nie zamykając drzwi. Pewnie zrobi to mama, za chwile idzie do pracy. Stanęłam na chwilę, żeby założyć słuchawki na uszy i puścić jakąś muzykę. Moje chyba dziesiąte już motto: Muzyka, nieważne jaka, nieważne kiedy i nieważne gdzie. Mam ich naprawdę dużo.

***

Po dziesięciu minutach byłam na dziedzińcu przed szkołą. Wyłączyłam muzykę, schowałam słuchawki i sprawdziłam godzinę. Kurde, 8:40, spóźniłam się dziesięć minut. "To na pewno przez ten mój zastaw z Komunii!" - pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Fellen, trzeba kogoś zapytać, gdzie masz się zgłosić, po co i jak tu w ogóle jest. Ktoś stoi na tym dziedzińcu jeszcze? Jako że świeciło jesienne słońce, podniosłam jedną rękę nad oczy i rozejrzałam się. Jakiś chłopak, w rockowych ciuchach, i chyba farbowanych włosach, chyba że ma jakieś dziwaczne geny. Podbiegłam do niego. Z jego brązowych oczu wynikało, że jest bardzo zamyślony.
-...Cześć? - powiedziałam głośno. Nie, że jestem nieśmiała.
Nie odpowiedział. Nic nie poradzę na to, że jestem niezauważalna!
Może to przez mój wygląd? Nie jest jakiś dziwny, a może jest zbyt pospolity... Włosy w kolorze popiołu mam zawsze spięte w wysoki kucyk. Staram się zawsze uśmiechać, ale i tak przez moje smutne, szare oczy wychodzi tak pół na pół. Nie jestem też niska, chyba mam średni wzrost. A więc powinno mnie się zauważać jak normalną dziewczynę w moim wieku. Ale z jakiegoś dziwacznego powodu strasznie ciężko mnie się zauważa, nawet, gdy stoję obok i mówię coś, czasami się zdarza, że krzyczę i jest bez odzewu. Moi wcześniejsi znajomi i moja rodzina nazywają to "Urokiem Fellen", lecz to nie mnie przyszło to oceniać. Trochę to wkurzające, ale czasami mogę sobie pozwolić na jakieś malutkie śledztwo jak Sherlock Holmes  8-).
-Halo? - mruknęłam. O, popatrzył się na mnie jak na jakiegoś dziwoląga, hehe.
-Czego? - powiedział niezbyt przyjaźnie. Super.
-Jestem tu nowa i mam pytanie.
-Słucham? - tyy, już był znudzony rozmową. Fellen, nie umiesz rozmawiać z ludźmi.
-Gdzie mam się zgłosić, żeby oddać dokumenty i tym podobne? I do kogo?
-Pokój gospodarzy, pierwszy na prawo. Masz się zgłosić do takiego idioty z miodowymi włosami. 
-Idioty, i jest kimś ważnym, skoro to on ma mi wszystko wyjaśnić? Niezły poziom ma ten szkoła, nieważne. A, zapomniałam, dziękuję - rzekłam i poszłam w stronę drzwi wejściowych.
Czerwonowłosy chłopak złapał mnie za nadgarstek, odwrócił i zapytał:
-Nawet nie powiedziałaś, jak masz na imię. Ja Kastiel, a ty?
-I tak nie zapamiętasz, Fellen. To tyle w temacie, czy mam jeszcze podać nazwisko?
-Nie, już nic. - nagle się zarumienił i puścił mój nadgarstek.
Aha, dresiarz z podwórka, a pyta o imię. Ciekawa jest ta szkoła, no i według niego idiota ma jakieś ważne stanowisko...
Fellen, zobacz to na własne oczy, uszy i co tam jeszcze. Otworzyłam drzwi wejściowe, zauważyłam pierwsze drzwi na prawo, zapukałam i prawie (nie, że nie mam manier!) od razu weszłam. 
Zastałam tam pochylającego się nad dokumentem w moją stronę, jasnoskórego chłopaka. Rzeczywiście miał miodowe, trochę nierozczesane włosy, a kiedy się wyprostował, zauważyłam, że miał oczy takiego samego koloru. Bardzo schludne ubranie, biała koszula z niebieskim krawatem i wyprasowane, proste spodnie, do tego niebieskie trampki. Wyraz twarzy miał bardzo przyjazny, ale on chyba też przez chwilę mnie nie zauważył, mimo, iż stałam przed nim.
-Dzień dobry, szukam... - na chwilę się zawahałam, jak go mam nazwać (przecież idiotą go nie nazwę) - osoby, która ma za zadanie mi wszystko wyjaśnić.
-Ah tak, to ja - odezwał się zaskoczony po kilku sekundach. - Przepraszam za moje maniery, jestem Nataniel.
-Fallen - uśmiechnęłam się przyjaźnie. W końcu "dzień bez uśmiechu jest dniem straconym", nie?
-A więc tak... te dokumenty tutaj, te tam, musisz jeszcze zrobić to i to... - zaczął mi wszystko wyjaśniać bardzo formalnym tonem. Chyba nie wyglądał na idiotę, jak opisywał go Kastiel. Chociaż, w mojej wyobraźni, czerwonowłosy był diabełkiem, a złotowłosy aniołkiem. A przeciwieństwa się... nie, to nie jest różna płeć. Przeciwieństwa się nienawidzą, jeśli chodzi o chłopców.
-Masz przy sobie zdjęcie? - w końcu zadał jakieś pytanie.
-Tak, tak, zaraz je wyciągnę - zaczęłam szperać w mojej torbie, aż w końcu wyciągnęłam zdjęcie do legitymacji i czegoś tam jeszcze. Podałam mu je, a on patrzył się na nie przez chwilę.
-Ła... ładnie wyszłaś - mruknął bardzo cichutko. O nie, ja mam bardzo dobry słuch! Uśmiechnęłam się pod nosem. Fellen, wywarłaś dobre wrażenie, nie jesteś taka zła. 
Od razu Nataniel zbyt sztywno i gwałtownie położył zdjęcie na moich dokumentach, a następnie troszkę czerwony (Chyba był bardzo nieśmiały, jeśli chodzi o komplementy) powiedział mi, że mam zajęcia w sali A. A, powiadasz?
-Dziękuję - uśmiechnęłam się na pożegnanie (Uśmiechów nigdy nie zabraknie!), wyszłam i udałam się do klasy. Zapukałam, po dosyć głośnym "proszę" otwarłam drzwi i weszłam do klasy.
Jak ona była liczna? Może z 10 osób, 9? Chwila, trochę ich opiszę na pierwsze wrażenie i policzę przy okazji.
Oczywiście, NIE po kolei:
Dziewczyna z białymi włosami i złotymi oczami, bardzo "wyrafinowany" styl. Następna, ułożona jak Nataniel, niebieskie oczy i brązowe włosy. Ken... na szczęście nigdy mnie nie zauważał. Dosyć niski, okrągłe okulary (zakrywały mu całe oczy!) i brązowe, krótkie włosy. Kastiel, wow, jest w mojej klasie i przyszedł tu przede mną? Dziewczyna z czarnymi, krótkimi włosami i zielonymi oczami, w dodatku bardzo sportowe i dużo odkrywające ubranie. Niziutka dziewczynka z fioletowymi, krótkimi włosami, gdzieniegdzie z małymi warkoczykami, do tego szare, patrzące w dół, szare oczy. Blondynka z niebieskimi oczami, jak ja to nazywam... napuszona jak kot perski. Brunetka, włosy upięte w kok, makijaż, kolczyki i zielono-szare oczy. Szatynka, czarne oczy, poprawiająca szminkę na ustach.  (od autorki opowiadania: przepraszam za te powtórzenia, nosz :< xd)

Czyli jednak 9 osób, razem ze mną będzie dziesięć.
I co? Nikt mnie nie zauważył przez pierwsze dziesięć sekund, razem z nauczycielem.
-Oh, to ty jesteś nowa? Fallen Morsen, nieprawdaż? Teraz nie mamy czasu na przedstawienie Ciebie, zrobisz to na następnej lekcji. Proszę, usiądź koło dziewczyny z fioletowym włosami, jak ona miała na imię, a Violetta...
-Dziękuję bardzo - powiedziałam uprzejmie i udałam się do wskazanej ławki. Przy okazji Kastiel pokazał mi język, a napuszony kot perski i dwie dziewczyny z makijażem popatrzyły na mnie z ogromną zazdrością. O co chodzi? Nie wyglądam jak modelka, nie maluję się, nie wiem nawet, czy mam jakieś duże krągłości... Eh, nigdy nie zrozumiem lalusiów. Uśmiechnęłam się miło w ich stronę, a one odpowiedziały mi niezbyt przyjemnymi minami.
Usiadłam obok Violetty, wypakowałam biologię (po temacie lekcji zrozumiałam, że to ten przedmiot) i zaczęłam tworzyć utwór na końcu strony od zeszytu.
-Fellen! Do tablicy! - powiedział karcąco nauczyciel. - Rozwiąż proszę to zadanie.
-Dobrze, już, proszę pana - odpowiedziałam krótko, podeszłam do tablicy, rozwiązałam szybko zadanie, wróciłam do ławki i zaczęłam moją poprzednią czynność.
Kątem oka zauważyłam, że większość patrzy się na mnie z podziwem. Pomijam diabełka, perskiego kota i żywe reklamy kosmetyków.
Po lekcji udałam się na przerwę, niestety znowu nikt mnie nie zauważył, chociaż to dobrze. Zaszyłam się na końcu korytarza i nadal komponowałam mój kawałek. Nie, oczywiście, że nie śpiewam. Gram na skrzypcach, trochę to dziwne, nie? Ale opanowałam to mistrzowsko przez 10 lat nauki i teraz czasami nagrywam moje covery czy własne utwory na YouTubie. Chciałabym dołączyć do jakiegoś zespołu, ale gdzie taki znaleźć i kto Ci przyjmie skrzypaczkę...
Nagle z jednej szafki (a siedziałam przy szafkach) wypadła jakaś kartka. Odwróciłam ją na drugą stronę i zauważyłam moje zdjęcie, które dałam dzisiaj Natanielowi, ale dorysował mi ktoś wąsy i inne brzydkie rzeczy. Pomyślałam tylko:
"Co tym osiągniesz, perski kocie?"

***

To tyle, mam nadzieję, że się spodobało.
Oczywiście, postacie nie pojawią się wszystkie od razu... ;d

Chandelier, 


28 czerwca 2015

Post powitalny, whatever?

Hejka!
Niestety nie witam się tutaj pierwsza, a miałabym najwięcej do powiedzenia, ale sama o tym zadecydowałam, więc Laniacz kurde, nie narzekaj!
O 1 w nocy wena mi zniknęła, i tak oto pisze się badziewny post. To wszystko przez to, że chcę wykorzystać logo, które zrobiłam.
Ale do rzeczy. Blog powstał z pomysłu Luizy, nazwa jest najzajebistsza na świecie (pff, nie ma takiego słowa, jest niepoprawnie, jest niedobrze, jest impreza, woooo! One night yeah, one more time, ups, piosenka), opisująca całą naszą grupkę nastolatek z hormonami. Te malutkie postacie też wymyśliła Luiza, ale ja zaproponowałam, żeby zrobić z nimi nagłówek i chyba ja go prawie cały zrobiłam, prawie. ;w; Uwielbiam się chwalić publicznie tym, co zrobiłam, no nie wiem. Ogólnie to jaram się całym wyglądem bloga i mam nadzieję, że wypali. Bo nigdy-nie-chcemy-dorosnąć nie wypaliło. ;-;
Co by tutaj... Aha, mam się przedstawić. Chyba.
Wiktoria, 13 lat, dosyć wysoka jak na swój wiek. Skóra dosyć ciemna, szczególnie, że w wakacje każdy mi zazdrości tego, jak się opalam. A ja nienawidzę tego letniego słońca, i jestem na nim krótko, a i tak brązowieję, nosz xdd. Włosy ostatnio ścięłam do ramion, chociaż podnoszą mi się i wyglądają na krótsze (mam pierwszy raz krótkie włosy w życiu, wiecie, takie ścięte, nie, że miałam 4 latka i takie mi dopiero urosły). Zrobiłam też wczoraj bordowe końcówki do końca wakacji (tfu, napisałam najpierw roku. Błagam, nie czepiajcie się tych nawiasów, uwielbiam coś wcinać w zdaniach ;w;). Miałam problemy z twarzą, trądzik, ale teraz jest o wieeele lepiej. Mam ślady po pryszczach na razie, i pojawiają się nowe, ale trzeba walczyć z ubocznymi skutkami dojrzewania 8-). Długie nogi, długie palce, długie ręce, długa szyja, po prostu żyrafa XDDD. Nie no, nie jest tak źle, pamiętam, że w 2 klasie podstawówki byłam żyrafą, teraz już tego tak nie widać (jak to się mówi, zgrubnęłam? Nieee, przytyłam). Mam dosyć małe, brązowe oczy. Zauważyłam, że strasznie mi ciemnieją na lato, i przy niektórych filtrach na Retrice są jak czarne węgliki ;-;. Trochę szerokie, ale nie pełne usta (to przez wąską górną wargę :<) i szeroki na dole (ah, nie wiem jak to się nazywa, makabrycznie opisuję) nos. Brwi takie sobie, no co mogę powiedzieć o moich brwiach, jak się nie wyróżniają XD Brwi to brwi. (Krew to krew. Toster to toster. - aaaa, cytat z książki, "Dary Anioła", polecam, czytam 4 część i stanęłam).
Charakterek mam dziwny. Trochę egoistyczny, jeśli się zapędzę i nie skapnę. Staram się być szczera, ale co tam po tym moim staraniu się ;-; Jestem wścibska, sarkastyczna, mam dobre poczucie humoru, dochowuję tajemnic chyba (a może nie?), co tam jeszcze... jestem trochę ambitna. I nieśmiała, tak trochę ;_; O, wiem, co mnie opisze. Jeśli czegoś naprawdę chcę, to to osiągnę. Jeśli nie, to gówno z tego wyjdzie.
Jestem połowicznie humanistą, połowicznie ścisłowcem. Uwielbiam zagraniczne języki, szybko się ich uczę (oglądając z 30-40 hińskich mango pamiętam już niektóre "zwroty" w stylu "nic się nie stało" albo "dlaczego" czy "kocham cię", "lubię" i "nienawidzę". Waat ;w;). A, już wiem, co to opisze (vol.2). Jeśli coś rozumiem, dwa razy lepiej to zapamiętuję i z tego korzystam.
Nie wiem co tu napisać. Dziewczyny znam od dosyć dawna, zależy którą dziewczynę, licząc tak osobno. Na grupie piszemy gdzieś tak do początku tego roku szkolnego, co się dopiero skończył.
Na tym blogu będę prawdopodobnie będę zamieszczać opowiadania, moje opinie, jakieś opisy z mojego dnia codziennego, może i by się znalazła recenzja czegokolwiek (wiecie, hińskie mango, książka, film etc.) 
Boże, nienawidzę rozmawiać o swoich uczuciach. Jestem ich tak niepewna, że to aż boli. ;_; Niedoświadczona Laniacz w tych sprawach.
Wyciągam dosyć dobre wnioski, łatwo się czegoś domyślam, może byłby ze mnie jakiś Sherlock Holmes 8-).
Aaa, noszę okulary. Wada dosyć duża, jestem krótkowzroczna. Ładnie mi w nich, no ale... nie polecam wfu bez soczewek ;_;

To tyle. Zapewne się nic się kupy nie trzyma, lecz uwielbiam pisać o wielu rzeczach naraz, tak bez wątku głównego, czego akurat wymagam w każdym dziele w stylu książka i film. Pfff. ;_;

Zaraz się przekonacie, która postać jest w nagłówku moja. Jeśli zrobię ładne zdjęcie, to je wstawię. Na razie nie mam okazji, bo wszystkie fajne bluzki mam spakowane na kolonię 1 lipca. <:

Chandelier (takie tam dziwne pożegnanie, najpierw użyłam je nie wiedząc co znaczy, ale ładnie brzmiało XD),
PS. Dopiero teraz zauważyłam, że nie napisałam zainteresowań...
Czytanie książek, oglądanie hińskiego manga, pisanie z dziewczynami z mtl, spędzanie czasu na dworze z przyjaciółmi, pisanie opowiadań oraz wyszukiwanie zajebistych utworów na Youtubie :>.